Baby górą
>> poniedziałek, 31 stycznia 2011
W niedzielny wieczór powstała bardzo urodziwa baba, w sam raz na poniedziałkowy obiad do pracy i nie tylko.
W niedzielny wieczór powstała bardzo urodziwa baba, w sam raz na poniedziałkowy obiad do pracy i nie tylko.
Zaraz dziś zabieram się za podobne do wczorajszych bułki tylko z oliwą zamiast masła i oliwkami, a posypię ziołami, o! Zioła nie odpadną :)
Ale od rana nie leniuchowałam, o nie zdążyły już powstać pseudo bounty, ze względu na pewnego pana który uwielbia te prawdziwe :) Przepisu szukałam w necie ale każdy wymagał kremówki, cóż, kremówki nie posiadałam a do sklepu mi nie po drodze, zresztą kremówka to prawie jak mleko przecież jest no ;)
Oryginalny przepis tu a poniżej mój ze zmianami:)
kwadracik utopiony w czekoladzie |
Sprzątając znalazłam formę na małą babkę, postanowiłam pokombinować i jakoś ją wykorzystać, ciasto robiłam na oko i zrobiło się go niechcący jakoś za dużo :) więc powstały da ciasta:
że niby mezzaluna jest do siekania ziół, phi ja mam swoje zdanie :) |
No cóż chyba pora to przyznać wpadłam w nałóg - nazwałam go bułeczkomanią :) od chyba 2 tygodni nie kupiłam żadnego pieczywa, jemy to co upiekę, a piekę co 2 - 3 dni, wystarcza akurat, część świeżo upieczonych wystudzony bułeczek pakuję w torebkę i do zamrażarki, po rozmrożeniu są świeżutkie, nawet nie trzeba ich podpiekać. Nawet mam już mało pracochłonny wręcz leniwy sposób ich robienia, tak upiekłam je i w poniedziałek i dziś.
Bułki jeszcze w piekarniku po ok 20 minutach pieczenia |
Piekłam ostatnio drożdżówki, K. kiedy usłyszała o nich powiedziała że pewnie pyszne byłby z jagodami, hmm no pewnie tak. Wróciłam do pracy kiedy nagle mnie oświeciło - przecież mam w piwnicy jeszcze kilka słoiczków dżemu jagodowego własnej roboty z calutkimi jagodami. Po powrocie do domu nie mogło więc powstać nic innego niż jagodzianki, dodatkowo zrobiłam jeszcze drożdżóweczki na kanapki.
A właściwie dwie pizze, tak mnie jeszcze naszło wieczorem na pizzę, a jako że wszystko co potrzebne znajdowało się w domu nie mogłam nie zrobić :) Jedna nawet całkowicie przypadkowo wyszła w kształcie serca.
A skoro dawno nie jadłam to nadszedł najwyższy czas aby to naprawić, po drodze do domu będąc oczywiście nieziemsko głodna opracowałam plan ;) Plan który zakładał kaszę z warzywami i kotlety mielone, był tylko jeden problem - jedyne mięso mielone jakie posiadałam dziś przebywało jeszcze w zamrażarce w postaci niezmielonej, to trochę utrudniło przygotowanie mielonych. Zamiast nich powstały więc pulpeciki sojowe, chyba nawet lepsze niż zwykłe mielone.
KASZA JĘCZMIENNA Z WARZYWAMI
Po drodze z pracy wpadłam do sklepu, między innymi po chleb, ale mijając półkę z mąkami zdecydowałam wziąć paczkę mąki razowej zamiast chleba :) I zaraz po powrocie do domu powstały
BUŁKI RAZOWE (5 szt)
Wczoraj wróciłam z pracy, głodna oczywiście nieziemsko, szybki przegląd lodówki i oczywiście nic zachęcającego do przyrządzenia na obiad. Przypomniało mi się jednak, że ostatnio czytałam przepis na spaghetti z tuńczykiem, szybki rzut oka do netu, przejrzałam przepis jeszcze raz i potuptałam do kuchni.
17 stycznia SPAGHETTI AL TONNO (2-3 porcje)
Gdzieś parę razy czytałam, że ciasto drożdżowe rośnie w lodówce, hmm ciekawe, postanowiłam to sprawdzić więc wymyśliłam sobie bułeczki, takie robione na oko i mniej-więcej, bo nie chciało mi się szukać przepisu :)
piątek - sobota BUŁECZKI PSZENNE
- 1/2 szklanki wody
- 1/4 szklanki mleka
- pół kostki świeżych drożdży
- ok 600 g mąki pszennej
- 2 jajka
- kilka łyżek stopionego masła - robiłam na oko więc nie wiem ile ze 3-4 chyba
- 1 łyżka cukru
- łyżeczka soli
W piątek wieczorem:
Wymieszałam podgrzane wodę i mleko z drożdżami, cukrem, solą i kilkoma łyżkami mąki, odstawiłam w ciepłe miejsce (ach ta nagrzana mikrofalówka). Kiedy podrosło dodałam resztę mąki, jajka i masło, zagniotłam po drodze dodając jeszcze trochę mąki - oczywiście nie jest to konieczne, zależy jak tam komu się gniecie ;). Zapakowałam do dużej miski z przykrywką i odstawiłam do lodówki.
W sobotę rano:
Wyjęłam pięknie wyrośnięte ciasto,
Siedzę sobie grzecznie w pracy i piszę sms-a: "wziąłeś jedzenie do pracy", nie minęła minuta i przychodzi odpowiedź "Tak wziąłem, niestety dla Ciebie już nie zostało :)". No tak czyli po schabiku na obiad, trzeba było przewidzieć że 4 szt dzieli się nie 2+2 tylko 1+3 :).
Wróciłam do domu głodna oczywiście jak stado wilków, więc szybko coś trzeba wymyślić, lustracja lodówki, hmm nic pociągającego, no to zamrażarka, ooo tu mamy coś dobrego. Więc na obiad dziś był:
MAKARON Z KREWETKAMI I GROSZKIEM (1 porcja)
Nie mam dziś na nic siły, jestem chora i wszystko mnie boli, wrzucam więc tylko dzisiejszy obiadek
SCHAB FASZEROWANY
- 0,5 kg schabu
- ok 30 dag pieczarek
- 15 dag sera żółtego
- duża cebula
- sól, pieprz
- mąka
Schab kroimy w 4 plastry i rozbijamy na bardzo płasko prawie do powstania dziur, ale prawie, przy tej ilości nadzienia dziur być nie może. Solimy, pieprzymy i odstawiamy do lodówki.
Pieczarki myjemy i ścieramy na tarce o dużych oczkach, cebulę i ser ścieramy tak samo. Na rozgrzaną na patelni oliwę wrzucamy cebulę i chwilę przesmażamy, dodajemy pieczarki, sól, pieprz, przykrywamy pokrywką i dusimy. Kiedy pieczarki z cebulą są gotowe, studzimy je chociaż trochę i przerzucamy do miski ze startym serem, dokładnie mieszamy i doprawiamy do smaku.
Mięso rozkładamy na płasko, farsz dzielimy na 4 i pakujemy na każdego kotleta od szerszej strony, nie rozsmarowujemy, najpierw lekko podwijamy boki, później zawijamy tak żeby farsz nie wystawał, nie jest to roladka, raczej taki pakuneczek. Obtaczamy w mące i kładziemy na rozgrzaną oliwę, pierwszą stronę obsmażamy na dość dużym ogniu, potem obracamy za pomocą łopatki i widelca, i zmniejszamy gaz, przykrywamy i niech się duszą. Nie jest konieczne obracanie ich jeszcze raz o ile nie przysmażają się za bardzo. Dusimy ok 20 min, mięso jest cienko rozklepane więc więcej nie potrzebuje.
Gotowe. Ja zjadłam z gotowanym brokułem i chlebem tostowym, nie chciało mi się gotować dziś po pracy jednego ziemniaka dla siebie samej ;)
Zdjęcia standardowo kiepskie, ale nie mam jak zrobić lepszych bo wychodzę z domu jak jeszcze jest ciemno, a wracam jak już jest ciemno.
Już dawno trafiłam gdzieś na przepis na bajgle, kusiły mnie bardzo, ale przepis był dość czasochłonny - m.in odstawienie ciasta na 24 godziny, nie dla mnie takie przepisy, wynikało z niego że jak zacznę robić bajgle w piątek to "już" w niedzielę rano będę mogła je upiec. Może kiedyś się skuszę i na ten przepis, wtedy nie miałam jakoś natchnienia, więc zostawiłam temat. A dziś przeglądając blogi trafiłam na bajgle które robi się może nie momentalnie ale zdecydowanie szybciej, nie mogłam więc odkładać ich znowu ;)
BAJGLE Z SEZAMEM
Jako że przeglądanie kulinarnych blogów to takie moje małe uzależnienie w poniedziałek trafiłam gdzieś na pizzyki - ślimaczki, już w zeszłym roku robiłam ślimaczki ze słonym nadzieniem, no ale nie takie, nie opanowałam się więc i po drodze z pracy dokonałam niezbędnych zakupów.
10 stycznia - PIZZYKI ŚLIMACZKI
No właśnie miał być, ale zdobycie w sobotę w naszej mieścince ładnego kawałka wołowinki to cud. Tej soboty cud się nie zdarzył, wołowinka była owszem ale rosołowa, wzięłam kawałek bo i rosół był w planie, no ale co dalej, popatrzyłam i hmm karkówka się do mnie uśmiecha :) Wzięłam więc karkóweczkę i...
09 stycznia - KARKÓWKA A'LA BOURGUIGNON
- 1 kg karkówki
- 3 cebule
- 6 marchewek
- 15 dag boczku wędzonego /oczywiście był tylko parzony/
- 2 łyżki przecieru pomidorowego
- 0,5 l. bulionu wołowego
- butelka wina czerwonego wytrawnego
- kilka ząbków czosnku
- liść laurowy, tymianek, sól, pieprz, mąka
Boczek kroimy w paski i wytapiamy go na patelni na niezbyt dużym ogniu, zdejmujemy z patelni pozostawiając na niej tłuszcz i pakujemy do naczynia żaroodpornego. Mięso kroimy w dużą kostkę (ok 3-4cm) obtaczamy w mące, lekko strzepujemy i obsmażamy na patelni. Ja mam patelnię 28 cm i smażyłam na 2 porcje - musi się podsmażyć a nie udusić. Obsmażone mięsko pakujemy do boczku a na patelnię rzucamy marchewy pokrojone w krążki i cebule pokrojone jakkolwiek na duże kawałki, obsmażamy i siup do naczynia żaroodpornego. Teraz pora wszystko popieprzyć, dołożyć liść laurowy, ząbki czosnku całe lub w połówkach, zalać bulionem wymieszanym z przecierem. Następnie uzupełniamy winem tak żeby przykryć wszystko. Mi poszło ok 0,5 l, resztę możemy spożyć ;) Lekko mieszamy żeby bulion przemieszał się z winem. Naczynie przykrywamy i wstawiamy do piekarnika - pierwsze 1/2 godz w 230 stopni, potem zmniejszamy na 200 i pieczemy ok 1,5 godziny, ewentualnie regulując temperaturę żeby nie bulgotał nam sos za bardzo.
W międzyczasie szykujemy dodatki o których zaraz.
Kiedy mięsko jest już gotowe wyciągamy naczynie z pieca, delikatnie przekładamy wszystko odcedzając z sosu do czegokolwiek (garnek, miska, co tam jest pod ręką) sos z naczynia wlewamy do innego garnka zostawiając tylko trochę na dnie w naczyniu. Mięsko i resztę spowrotem pakujemy do naczynia zamykamy i do pieca. Garnek z sosem stawiamy na ostry gaz i gotujemy aż się zredukuje o połowę.
Danie główne gotowe, pora na dodatki które robimy w międzyczasie, w moim przypadku były to zapiekane ziemniaki i pieczarki duszone z szalotkami.
ZAPIEKANE ZIEMNIAKI
Ziemniaki najlepiej nie za duże ile tam komu potrzebne szorujemy dokładnie, nie obieramy. Wrzucamy do osolonej wody i gotujemy w mundurkach do względnej miękkości, odcedzamy. Kroimy na połówki, ćwiartki, ósemki wedle uznania i wkładamy do naczynia nadającego się do pieca. Skrapiamy oliwą z oliwek, posypujemy pieprzem, solą morską, ulubionymi ziołami i wstawiamy do pieca na niższy poziom niż stoi karkówka. Pieczemy ok 30 minut.
PIECZARKI Z SZALOTKAMI
-ok 500 g pieczarek
- ok 200 g szalotek
- masło do smażenia
Pieczarki myjemy i kroimy, małe na ćwiartki, większe na jakieś przyzwoite kawałki i wrzucamy na rozgrzane masełko, smażymy aż się zezłocą, w międzyczasie obieramy szalotki, dorzucamy do pieczarek w całości, zmniejszamy gaz, przykrywamy i dusimy aż szalotki będą miękkie. Solimy i ewentualnie pieprzymy.
I tak jedynie w niecałe 3 godziny mamy gotowy pyszny obiad ;) Dla nadgorliwych proponuję ugotowanie jeszcze rosołu ;) U mnie był drobiowo wołowy, ale przepisu za chiny nie podam bo robię go całkowicie na oko i jeśli chodzi o ilość to jednego tylko jestem pewna - kurze nogi były dwie, a reszta to jak się trafiło tak poszło do gara ;)
Przepisy jak w tytule, zupa porowa jest chyba jedną z moich ulubionych zup, oczywiście taka moja własna zrobiona kiedyś pierwszy raz w pośpiechu na stałe zagościła u mnie w kuchni. A makaron z krewetkami to ostatni pomysł, oglądałam program "włoska kuchnia catherine" i niebywale spodobało mi się jej spaghetti z małżami w białym winie, ale jako że nadmiarem gotówki nie grzeszę postanowiłam zastąpić małże krewetkami a dalej ze zmianami już poleciało, cóż może kiedyś nauczę się trzymać przepisów dokładnie, kiedyś, w bliżej nie określonej przyszłości, jak już będę bogata :) No ale pora na przepisy
6 stycznia ZUPA POROWA /2-3 porcje/
- 1 duży por
- 2 średnie marchewy
- 4 nieduże ziemniorki
- kawałek selera
- ok 0,5 l wody
- 0,5 szkl mleka
- łyżka oliwy
- sól, pieprz
Marchewkę i selera ścieram na tarce z dużymi oczkami, pora kroję w pół lub ćwierćplasterki, ziemniaki w drobną kostkę. Do garnka (w 1l mieści się na styk) wlewam oliwę i wrzucam marchewkę i selera, chwilę przesmażam i dodaję pora a zaraz po nim wodę, dorzucam ziemniaki i solę. Gotuję ok 20- 30 minut aż warzywa zmniękną, dolewam mleko, doprawiam jeszcze solą i pieprzem i zagotowuję. I gotowe :)
Jeśli cierpię na nadmiar czasu to robię tą zupkę na np udku, czy innym kawałku kurczaka, czasem wrzucam też kostkę rosołową, czasem nie ma w niej wcale selera, takie tam różne miksy robię. W każdym bądź razie zupa naprawdę ekspresowa.
8 stycznia MAKARON Z KREWETKAMI
-100 gr krewetek koktajlowych mrożonych
- szklanka bulionu
- dowolny makaron - u mnie były świderki tak pół opakowania lubelli chyba
- garść świeżej kolendry
- 1/2 małego greckiego jogurtu bakoma
- 2 ząbki czosnku
- limonka, pieprz, oliwa
Na patelni rozgrzewam oliwę i wrzucam posiekany czosnek, chwilę smażę mieszając i dodaję krewetki przelane gorącą wodą. Smażę kilka minut i zalewam ciepłym bulionem, zagotowuję dodaję pieprz klika "ścisków" limonki i jogurt. Mieszam i posypuję kolendrą, zagotowuję, wrzucam ugotowany odcedzony makaron i gotowe.
I nawet mam zdjęcie bo pamiętałam żeby skoczyć po aparat :)
A teraz już jedziemy z przepisami które udało mi się zrealizować od początku "postanowienia"
3 stycznia - Spaghetti
- 500 gr mięsa mielonego (u mnie mielone z łopatki z Biedronki)
- 2 słoiki przecieru pomidorowego (własnej roboty pojemność ok 250 ml każdy)
- cebula
- sól, pieprz, zioła które akurat są pod ręką, papryka słodka i ostra
- oczywiście makaron
Na niewielkiej ilości oliwy podduszam cebulę aż zmięknie, dodaję rozdrobnione mięso mielone i smażę ciągle je rozdrabniając i mieszając aż straci surowy kolor. Wlewam przeciery i wsypuję przyprawy trochę tak na oko, duszę minimum 20 minut, ale zdarza się że i godzinę, zależy ile mam czasu, im dłużej duszone tym lepsze. Na koniec doprawiam już próbując i dodaję świeże zioła jeśli mam.
Makaron gotuję w osolonej wodzie, odcedzam i wrzucam do sosu.
Podaję posypane serem żółtym
Czasem dodaję kukurydzę / groszek/ marchewkę / pieczarki - oczywiście nie wszystko na raz :)
Zdjęcia brak ale może kiedyś uzupełnię :)
4 stycznia - Potrawka z cyca i pieczarek
- 1 spora pierś kurczaka
- ok 300 gr pieczarek
- 2 średnie cebule
- 1,5 szkl wody
- kostka rosołowa drobiowa lub warzywna
- curry, słodka papryka
- 2 łyżki oleju/oliwy
- łyżeczka mąki ziemniaczanej
Na patelni rozgrzać łyżkę oliwy/oleju i wrzucić pierś pokrojoną w niedużą kostkę, posypać ok łyżeczką papryki i łyżeczką curry, smażyć aż mięso będzie prawie całkiem gotowe, zdjąć z patelni. Dolać łyżkę tłuszczu i zezłocić pieczarki pokrojone w półplasterki, dodać cebulę pokrojoną w kostkę i dusić 5 min pod przykryciem na małym ogniu. Wlać szklankę ciepłej wody i dodać kostkę rosołową, kiedy się rozpuści wrzucić cyc, dusić aż mięso będzie całkowicie gotowe. Łyżeczkę mąki rozmieszać w pół szklanki wody wlać na patelnię i zagotować. GOTOWE nie dodaję soli ani pieprzu, curry wystarczy.
Podaję z RYŻEM W "SOSIE"
- ok 6 garści ryżu
- 2 szkl ciepłej wody + ile ryż przyjmie
- 1 serek topiony - najlepiej jakiś ostrzejszy
- łyżka masła
Na patelni topię masło i wrzucam opłukany ryż, smażę mieszając bez przerwy przez 2-3 minuty i wlewam szklankę wody, która dość szybko odparowuje częściowo, solę tak trochę na oko, dolewam drugą szklankę wody i przykrywam. Zmniejszam gaz i co jakiś czas zaglądam uzupełniając wodę w miarę potrzeby i próbując czy już gotowe :) zajmuje to ok 15 minut chyba. Kiedy ryż jest gotowy dorzucam do niego serek topiony podziabany na mniejsze kawałki i mieszam aż się roztopi, jeśli jest za gęste dolewam jeszcze wody.
Oto ja, niezbyt normalna prawie 27-latka, uwielbiam gotować a jeszcze bardziej uwielbiam jeść ;)
Na ostatnie urodziny dostałam książkę "Perfekcyjna Pani Domu" i taką właśnie postanowiłam zostać, zaczynając oczywiście od kuchni, nic nie poradzę że wolę to od szorowania fug szczoteczką do zębów albo innych dziwnych czynności. Jako że moje postanowienia noworoczne zbyt długo nie trwają, to postanowienie jest początkowo - styczniowe :)
Obiecuję więc sobie
po 1 regularnie gotować i zaraz po tym zmywać :)
po 2 zacząć w końcu robić przemyślane zakupy, a nie co mi się spodoba to siup do koszyka a potem leżą jakieś podejrzane kiełki w lodówce, albo inne dziwadła stoją gdzieś na półce
po 3 przestać marnować jedzenie, bo owszem mam psy i kota ale większości rzeczy i tak nie mogę im dać i lądują w koszu
po 4 często sprzątać / zaglądać do ewentualnych zapasów i na bieżąco wykorzystywać to co zbliża się do terminu ważności
no i po 5 wytrzymać trochę dłużej niż zwykle z moim postanowieniem
Póki co zaczęłam zapisywać to co gotuję, oczywiście wodę na herbatę pomijam :) Gotuję najczęściej "z głowy", nawet jeśli mam na coś przepis to z reguły coś zmieniam, odejmuję, dodaję, jedynie przy pieczeniu ciast staram się trzymać przepisów, choć też nie zawsze, bo im więcej piekę tym więcej potrafię zrobić z głowy, tak na oko i raczej mi się to udaje. Nie jestem super kucharką i zdarzają mi się wpadki, ale jako że gotuję sama od kilkunastu lat to jednak coś w tej głowie zostaje chyba :) i nie potrzebuję dokładnych przepisów :) Chociaż pamiętam jak dawno temu zaczynałam to zupy wydawały mi się nie do ogarnięcia bo ile czego dać żeby wyszło jadalne, ehh kiedy to było.
A chęć do gotowania odziedziczyłam chyba po babci, zawsze kiedy się do niej nie pojechało było coś pysznego, a jak akurat nie było to momentalnie powstawało, to ciastka, to pieczony kurczak to makaron z czymś i ja też zawsze chciałam tak umieć, dostałam wtedy od babci książkę "nastolatki gotują" bodajże i to z niej zaczynałam naukę gotowania. Mam zresztą tą książkę do tej pory, zaczytaną, postrzępioną, trochę poplamioną, bo zdarzyło się że coś chlapnęło, została przede wszystkim jako pamiątka, ale również jako moja pierwsza książka kucharska w stale powiększającym się zbiorku. Bo poza tym że lubię gotować to lubię też czytać o jedzeniu, lubię czytać przepisy, takie tam małe zboczenie ;) Ale dość już o mnie, pora na nowy post w którym znajdą się już jakieś przepisy
© Blogger template Simple n' Sweet by Ourblogtemplates.com 2009
Back to TOP