Nigdy nie robiłam sama pączków, po pierwsze wydawały mi się pracochłonne, a po drugie nigdy nie jadłam naprawdę dobrych domowych, zawsze jednak lepsze były takie z cukierni. Jednak od jakiegoś czasu nie dawały mi spokoju, bo może się udadzą, może będą dobre, już nawet 2 tygodnie temu dokonałam niezbędnych zakupów jak smalec i marmolada różana. Zapakowałam je do lodówki i codziennie o nich myślałam, jednak złośliwce nie chciały samoczynnie zamienić się w pączki, więc dziś nadszedł wielki dzień. Do którego oczywiście się nie przygotowałam ;) jakoś nie przyszło mi do głowy poszukanie przepisu, a kiedy już w kuchni napadł mnie szał pączkowy, że teraz już natychmiast to ostatnią rzeczą o jakiej myślałam było szukanie sprawdzonych przepisów. Już tak mam, że jak sobie coś wymyślę to musi być już :), no ale na złe to mi nie wyszło, ciasto drożdżowe mnie lubi i jakoś tak wiem ile czego dać, żeby było odpowiednie do danego wypieku. Przejdźmy więc do rzeczy.
PĄCZKI
- 600 gr mąki pszennej
- 70 gr cukru
- 2 jajka
- 70 gr drożdży świeżych
- szklanka mleka
- 100 gr masła
- marmolada różana
- 4 kostki smalcu
W teorii wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową, ja nigdy się tym nie przejmuję ;), wyjmujemy więc wszystko co nam potrzebne i przygotowujemy zaczyn z drożdży, odrobiny ciepłego mleka i łyżki mąki, czekamy aż ruszy. Albo znowu skracamy sobie drogę - wszystko poza masłem siup do miski i zagniatamy, ewentualnie robi to za nas robot, w tym czasie roztapiamy masło i niech sobie ostygnie. Kiedy ciasto zaczyna przypominać zgrabną kulkę wlewamy masło i gnieciemy dalej - drobna uwaga dla rozpędzonych - jeśli ciasto robi za ciebie robot to zmniejsz mu obroty i dopiero lej masło, ewentualnie użyj osłony na misę jeśli masz, wierz mi rozpuszczone masło kiepsko ściera się z twarzy, szafki, podstawy robota, słoja z mąką i jeszcze raz z szafki... :)
Rzućmy jednak już tą ścierkę i wróćmy do ciasta, powinno być już elastyczne i dobrze odchodzić od miski, jeśli lekko lepi się do ręki nie przejmujemy się, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepełko na jakąś godzinkę półtorej - moje podwoiło objętość czego i wam życzę, tzn waszym ciastom drożdżowym :)
Po tym czasie ciasto podzieliłam na 2 części wałkowałam na grubość ok 1,5 cm i wykrawałam krążki, odstawiłam znowu w ciepełko i zajęłam się roztapianiem smalcu na wolnym ogniu - na początek 3 kostki. Kiedy smalec wydawał mi się już odpowiednio rozgrzany wrzuciłam do niego specjalnie odłożoną małą kulkę ciasta i popatrzyłam co z nią - od razu wypłynęła na wierzch i powolutku zaczęła się rumienić - chyba więc było ok. Przyniosłam więc moje przyszłe pączki i partiami wrzucałam na patelnię, smażyłam po ok 5-7 minut z każdej strony, wyciągałam łyżką cedzakową i kładłam na ręcznik papierowy do osączenia na chwilę, następnie szprycowałam je marmoladą, odkładałam na talerz i takie jeszcze mocno ciepłe posypywałam cukrem pudrem.
Ahh niebo w gębie, wyszły mi naprawdę dobre, dopieczone, pulchne, pyszne, owszem może tłustawe ale co tam, w końcu to już prawie koniec karnawału. Poniżej jeszcze dowód, że środek jest naprawdę apetyczny.
Read more...